Lilu usiadła w fotelu i z westchnieniem ulgi wyciągnęła nogi, opierając je na podnóżku. Poprawiła sobie poduszkę pod plecami, upiła łyk herbaty ze stojącego na stoliczku kubka i otworzyła książkę na pierwszej stronie. Podniosła ją do twarzy i wciągnęła zapach...
Znacie to? Zawsze wącham nowe książki. Zapach papieru i druku to jeden z najprzyjemniej kojarzących się zapachów świata. Przypomina mi wszystkie chwile relaksu, od czasów szkolnych, a nawet wcześniej, bo czytać zaczęłam w wieku czterech lat. Zapach książki jest dla mnie jej nieodłączną częścią, tak samo jak ciche trzeszczenie kartek i okładki, której jeszcze nikt szeroko nie otworzył.
Piszę o tym, bo właśnie tęsknię za nową książką. Nie wiem kiedy przeczytałam wszystko, co czekało ostatnio na przeczytanie i brak mi nowej lektury. Mam oczywiście na półkach książki ulubione, książki-starych przyjaciół, ale te znam już prawie na pamięć i o ile mogę delektować się ich atmosferą czy językiem, o tyle nie powodują już one tego rozkosznego uczucia ciekawości: co było dalej?! Tego, które powoduje, że nowej lektury nie jesteśmy w stanie odłożyć aż do świtu, bo ciekawość nie pozwoliłaby nam zasnąć.
Zatem wybieram się na zakupy. Niekoniecznie fizycznie, może kupię coś przez internet, bez wychodzenia z domu. Jesienią zawsze mój entuzjazm dla sklepów internetowych wzrasta, bo zimna nie lubię - gdybym mogła, aż do kwietnia w cale bym nie wychodziła z domu, tylko siedziała przy kominku i czytała, czytała, czytała...